WHEN IT'S TIME TO ROCK
Tytuł: |
When It's Time To Rock |
Miejsce: |
Anglia, Bristol - Colston Hall |
Data: |
8 października 1986 |
Źródło: |
Prv |
Trasa: |
Somewhere On Tour (UK) |
Pełny koncert: |
+ |
Wydawca: |
N/A |
Ocena: |
4 |
Czas trwania: |
104:30 min. |
Tracklist :
1. | Intro (Blade Runner Theme) | 1:46 |
2. | Caught Somewhere In Time | 7:08 |
3. | 2 Minutes To Midnight | 5:40 |
4. | Sea Of Madness | 5:21 |
5. | Children Of The Damned | 5:29 |
6. | Stranger In A Strange Land | 4:50 |
7. | Wasted Years | 5:44 |
8. | Rime Of The Ancient Mariner | 12:27 |
9. | Guitar Solo (Walking On Glass) | 3:42 |
10. | Where Eagles Dare | 4:54 |
11. | Heaven Can Wait | 7:03 |
12. | Phantom Of The Opera | 6:47 |
13. | Hallowed Be Thy Name | 6:36 |
14. | Iron Maiden | 4:22 |
15. | The Number Of The Beast -encore | 4:37 |
16. | Run To The Hills -encore | 3:52 |
17. | Running Free -encore | 7:52 |
18. | Sanctuary -encore | 6:20 |
Kolejny boot z trasy Somewhere On Tour. Dynamika dźwięku jak na koncert z 1986 roku jest bardzo dobra. Gitary brzmią poprawnie, bas i bębny także. Jednak na tym bootlegu słychać duży pogłos śpiewu co oczywiście zmniejsza słyszalność Dickinsona i równocześnie psuje trochę zabawę. Ciekawostką jest masa pomyłek muzyków. Najwięcej potknięć zanotował Bruce. Gubi rytm, myli słowa. Ale pomimo to dobrze się bawi, nawiązuje duży kontakt z publicznością a to słychać.... Znowu zaczynamy Vangelisem, po którym od razu następuje przejście do Caught Somehere In Time. Jak dla mnie ten kawałem brzmi tutaj "bombowo":)). Atmosferka jest, słychać jak Harris przebiera palcami a Dickinson jest w świetnej formie. Osobiście najpierw 3 razy przesłuchałem ten kawałek i dopiero wtedy przeszedłem dalej. Sea Of Madness już nie tak ciekawie jak w Paryżu ale jest w porządku. Ogólnie utwory są bardzo podobnie zagrane jak w Paryżu dlatego nie będę jeszcze raz ich opisywał. Inaczej zagrany jest "Walking On Glass" troszkę krótszy i przechodzi od razu w "Where Eagles Dare". I ten kawałek to mój "michałek" z tego boota. Po prostu powala. Szybszy niż na "World Piece Tour" i bardziej energetyczny niż na "A Real Dead One". Potem znowu setlist tzw. Greatest Hits czyli Hallowed, Iron Maiden, The Number Of The Beast. Muszę przyznać, że jest to troszkę męczące, Paryż pod tym względem wypadł lepiej. No ale może jest to spowodowane tym cholernym pogłosem wokalu.